Dziewczyna Prostytutka

Zawsze byłem dumny z tego, że moja dziewczyna pracuje w burdelu. Fakt, że była tak pożądana uświadamiał mi jakie mam szczęście. Ludzie płacili za to żeby jej dotknąć, ja miałem to za darmo - czułem się jakbym wygrał w Lotto.
Żyliśmy jak normalna, szczę
śliwa para. Wstawałem rano, Laura witała mnie pysznym śniadaniem do łóżka, idealnymi kanapkami i kubkiem herbaty. Kochałem to. Jednak nigdy nie byliśmy zbyt bogaci. Zarabiałem przyzwoite sumy, jednak ona przynosiła raczej mało. Mawiała, że to z powodu wielu wydatków, na nowe ciuszki, leki. Nie wnikałem nigdy w temat, cieszyłem się że pracuje w swoim zawodzie. Zauważyłem kiedyś widoczne rozcięcia na jej dłoniach, zdziwiło mnie to. Skąd coś takiego? Powinna przecież mieć dłonie gładkie i delikatne, w końcu nie pracuje z ostrymi przedmiotami. 
Nasza rocznica zbliżała się wielkimi krokami, postanowiłem kupić jej jakiś ładny prezent. Wziąłem dzień wolnego i udałem się do popularnego centrum handlowego niedaleko naszego domu.
Parkując, zauważyłem w oddali samochód bardzo podobny do tego, którym jeździła moja ukochana. Nie, to przecież nie może być ona, pracuje a u niej ciężko o urlop, pomyślałem. Spędziłem 4.5 godziny wybierając coś odpowiedniego, odchodząc o kasy byłem już bardzo zmęczony i głodny. Postanowiłem udać się do Subwaya alejkę dalej po coś ma ząb. Zadowolony, już miałem podejść do lady i zamówić upragnioną kanapkę, gdy w moim mózgu powstawało pewne zamieszanie. Patrząc na podświetlone ekrany uderzyło mnie podobieństwo wyświetlanych propozycji do kanapek, którymi Laura witała mnie co rano. Były prawie identyczne. Opuściłem wzrok, i wtedy stało się najgorsze.
Tam stała ona. Tak, to była moja dziewczyna. Nie podobała się nikomu, nikt jej nie płacił za jej obecność. Codziennie siedziała w tym jebanym Subwayu raniąc sobie ręce hujowymi nożami i tarkami. Cały pierdolony dzień kładła szynkę na chleb i chleb na szynkę. Dno. Zero. Praca dla upośledzonych mentalnie i fizycznie. Nie, nie mogłem tego znieść.
Popędziłem do samochodu, nie wiedziałem gdzie chcę dojechać. Wiedziałem tylko że byle dalej od niej. Wściekłość przyćmiewała mi wzrok. Upokorzenie paliło mnie ogniem. Nagle wszystkie emocje mnie opuściły. Spojrzałem w niebo po raz ostatni i szarpnąłem mocno kierownicę w stronę drzew na poboczu. Przy prędkości 180km/h nie było szans na przeżycie. Ogarnęła mnie ciemność.
Oczy otworzyłem w szpitalu. Gdy po kilku sekundach walki z przeszywającym bólem przypomniałem sobie jak tu się znalazłem, ogarnęło mnie rozczarowanie. 
Nie chciałem żyć. Mimo to coś jednak utrzymało mnie w świecie żywych. Tak jak w filmach, nie skończyłem wszystkiego co powinienem. Pomimo ciężkich urazów i narkozy miałem świadomość tego co się działo wokół mnie. Po kilku godzinach przybiegł mój znajomy. Był przerażony. Drżącym głosem przekazał mi, że gdy Laura dowiedziała sie o moim wypadku, wróciła do domu, obwiązała sobie szyję sznurem ma pranie i zsunęła się z balkonu. Znalazła ją Kasia która przyjechała by ją pocieszyć. 
Pierwszy raz od wielu godzin moją twarz rozjaśnił uśmiech. Już po wszystkim. Wszystko załatwione. Nie będę żył w takim wstydzie. Wszystko dyktuje teraz Mikołajowi bo wciąż jestem zbyt połamany by pisać.
Czas na nowy start. Żeby tylko następna nie okazała się takim gównem.

Komentarze

  1. Okazało się, że jej przyjaciółka uratowała ją w ostatniej chwili, wbiegła do kuchnii i złapała dziewczynę w tym ramym momencie, kiedy zeskoczyła z krzesła.
    Gdy ujrzałem ją wchodzącą do mojej sali szpitalnej, niosącą kwiaty i z przejęciem powtarzającą: "kochanie, ty żyjesz..." coś we mnie pękło, głęboko we mnie.
    Poczułem zawroty głowy, niesamowite przeobrażenia w moim pojmowaniu świata, w te kilka chwil zmieniłem się, wydoroślałem i zrozumiałem coś nowego, coś tak pięknego, że wcześniej nie podejrzewałbym siebie o takie myśli i emocje. Nagle zrozumiałem czym jest miłość i przywiązanie, jak wiele dla mnie znaczy jej obecność i kwiaty które dla mnie niesie.
    Jak głupia teraz wydaje się dla mnie pycha, którą czułem wcześniej i jak małe znaczenie ma dla mnie zawód, który wykonuje moja miłość. Tak, miłość.
    W tej chwili, w której błyskawicznie wydoroślałem, zdałem sobie sprawę, że to ja chcę ją budzić pysznym śniadaniem, że właśnie tego pragnę. Obiecałem sobie, że moje kanapki będą jeszcze lepsze, od tych które ona mi do tej pory serwowała - będę jeszcze lepszy od profesjonalistki. Odnalazłem prawdziwy sens życia...
    PS. Kilkanaście lat później wysłaliśmy naszą córkę na studia ze specjalizacją technologa żywności, jako właściciele prestiżowej sieci burgerów opracowanej wg naszych wspólnych receptur realizowaliśmy się w pasji. W pasji, która nasz związek przerodziła w bezkresną miłość, w pasji która pozwoliła nam stworzyć rodzinne imperium, stokroć lepsze i zadowalające ludzkie pragnienia niż pierwszy lepszy bajzel przy drodze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziady cz. 2137 "Kremówkarz wojtyła"

Pasta o Cejrowskim (wszystkie części)

LwG